Do porodu przyjechałam o 4:00 rano. N. siedziała oparta plecami o łóżko. Mąż był bardzo wspierający, pomagał z oddechem i zaznaczał w aplikacji skurcze. Zbadałam N., 7cm rozwarcia szyjki macicy. Tętno maluszka prawidłowe. W badaniu zewnętrznym szacuje masę dziecka na około 4500g. Ostatnie USG pokazuje około 4000g, ale jestem pewna, ze „mała” jest większa. Proponuje N. pozycje stojąca. Chwile chodzi, na skurczu opiera się o komodę. Masuje jej plecy. Mijają 2h, przez jakiś czas jesteśmy w pozycji klęczącej, ale N. jest naprawdę zmęczona. Chce się położyć i spróbować zasnąć. Skurcze słabną, ale nie ustępują zupełnie. Wiem, że prawdopodobnie mamy pełne rozwarcie i ciało N. potrzebuje czasu, żeby przygotować się do parcia. Tętno malucha jest cały czas prawidłowe, N. kładzie się na lewym boku i około 7:00 ja i jej mąż wychodzimy z pokoju i idziemy usiąść w kuchni. N. potrzebuje ciszy, spokoju i odpoczynku. Wcześniej dbamy o to, żeby odpowiednio się nawodniła i zjadła małe śniadanko. Siedzimy razem na dole i około 7:20 słyszymy, ze N. idzie do toalety. Wtedy słyszę TEN dźwięk! Mamy TO! N. prze! A właściwie to jej ciało, skurcze robią to same. Z toalety przenosimy się na dywanik łazienkowy, rozkładam podkłady i N. klęczy. Chwile później widzę worek owodniowy wypełniony czystymi wodami. Na kolejnym skurczu worek pęka. N. oddycha głęboko i pozwala, by skurcz wypierał malutka na świat. Pięknie się rozluźnia, mimo tego, ze nie jest to łatwe. Jeszcze momencik, wspólnie dmuchamy świeczki i rodzi się główka malutkiej wraz z rączka. Na kolejnym skurczu rodzi się całe ciałko. Mam wrażenie, ze trzymam w rękach niemowlę, a nie noworodka. Orientuje się, ze to naprawdę duży bobas! Podaje go między nogami N. i potem już się przytulają i cieszą sobą. Sprawdzam krocze N. Jest bez ŻADNEGO URAZU. Nic. Kobiece ciała są niesamowite! Po 2h badam „Mała” i okazuje się, ze wazy 4670g i mierzy 60cm.
Pn-pt: 9:00-15:00