Wczesnym czerwcowym porankiem zostałam wezwana do porodu Ani. Byłam już gotowa – rozmawiałyśmy poprzedniego wieczoru o tym, że coś się zaczyna. Czekałam w półśnie na wieści. Dojeżdżam na miejsce, wypakowuje rzeczy z samochodu (kto mnie widział ten wie, że bywa ich sporo) i wtedy podchodzi do mnie Kamila (https://www.facebook.com/panifotograf.kr) – jak się okazuje fotografka. ,Aaaaa, czyli wybieramy się na tę przygodę razem’’ – myślę sobie i razem wspinamy się po schodach. Wtedy nie wiedziałam jeszcze jak miło będzie obejrzeć zdjęcia z tego porodu.
Po wejściu do Ani badanie – jest rozwarcie, szyjka miękka, tętno maluszka prawidłowe. Skurcze są regularne, nasilają się. Obserwuję Anię i czuję, że to będzie sprawny poród. Idzie pod prysznica, a ja podejmuję decyzję, że lejemy wodę do basenu. W międzyczasie rozmawiamy, trochę żartujemy, widzę że akcja porodowa zdecydowanie się rozkręca, więc czekam aż usłyszę to ,,COŚ’’ czyli skurcze parte. W pewnym momencie czuję, że muszę dać Ani i jej mężowi więcej prywatności, wycofuję się z łazienki i nasłuchuję z pokoju obok. Radzi sobie rewelacyjnie, mam wrażenie, że znajduje się na ,,planecie poród’’ co oznacza dla mnie, że daje się w całości ponieść falom, które przepływają przez jej ciało i pomagają dziecku wyjść na świat.
Na dworze zaczyna się robić coraz jaśniej. Jem ciasto cytrynowe (było pyszne!) i słyszę TO!
Skurcze z rozwierających przechodzą w parte. Dzidziuś zaczyna swoją podróż w dół kanału rodnego. Ania z łazienki przechodzi do salonu, w którym stoi basen. Zanurza się w nim. Osłuchuję tętno Malucha, cały czas jest miarowe. Ma się dobrze, jakby rodzenie się w ogóle nie robiło na nim wrażenia.
Ania z mężem przytulają się, są świetnie zgranym duetem, naprawdę rodzą razem.
Odpływają wody, chwilę później czuję główkę chłopczyka pod swoją dłonią. Na kolejnym skurczu wypływa do basenu. Znowu jestem świadkiem tego cudu, tego momentu gdy dziecko płynie nie do końca jeszcze świadome, że to już po drugiej stronie brzucha.
Felek trafia wprost w ramiona swojej mamy.