Ten temat krąży ostatnio wokół mnie niemal nieustannie. Codziennie rozmawiam z kobietami na temat ich doświadczeń okołoporodowych. Tych związanych z ciąża, porodem i później noworodkiem.
O przemocowej komunikacji, której celem jest zastraszenie matki i spowodowanie by ta zgodziła się na określone procedury lub dostosowała swoje zachowanie do tego co w danym momencie odpowiada personelowi medycznemu słyszę w każdym tygodniu mojej pracy. Nawet jeśli jest to tylko jedna kobieta, która ma takie doświadczenia to jest to o jedna kobietę za dużo!
I tutaj na przykład:
– „Niech pani tak nie krzyczy!!! Udusi pani swoje dziecko” – w trakcie fazy parcia na sali porodowej.
– „To trzeba dokarmiać! Zagłodzi Pani swoje dziecko!” – na oddziale położniczym w pierwszej dobie.
– „Nie poroniłaby pani, gdyby się bardziej oszczędzała” (…)
To teraz szybkie sprostowanie:
– Niskie dźwięki wydawane w czasie porodu pomagają kobiecie urodzić dziecko. Jeśli ktoś zwraca Ci uwagę, ze masz być cicho w czasie porodu to nie robi tego dlatego, ze w ten sposób możesz skrzywdzić własne dziecko.
– Dokarmianie noworodka to szeroki temat. Tutaj należy przeanalizować wiele czynników, natomiast sugerowanie matce ze chce by jej dziecko było niedożywione jest nie na miejscu.
– Nawet co trzecia kobieta doświadczyła utraty ciazy! Wpędzanie ich w wyrzuty sumienie jest dla mnie okropne. Tym bardziej, ze zazwyczaj każda z nich rozmyśla nad tym „co by było gdyby”.
Dlaczego o tym pisze? Bo chciałabym żebyśmy my kobiety były silniejsze! I my jako matki, by powiedzieć STOP. Proszę tak do mnie nie mówić. Pamiętajcie, ze to komunikaty mogą nie być w ogóle o Was, ale o osobach, które je do Was kierują.
A co możemy zrobić my – położne? Wspierać się! Wspierać siebie i kobiety. Pomyśleć o tym, co można powiedzieć, aby w takiej trudnej sytuacji otulić i podopieczna i siebie. Zareagować, gdy widzimy, ze ktoś zachowuje się niestosowanie. Stopień odpowiedzialności w naszej pracy jest OGROMNY. Ale to nigdy nie usprawiedliwia przemocowej komunikacji.