Historia karmienia piersią Agnieszki
Gdy dowiedziałam się, że jestem w pierwszej ciąży od razu wiedziałam, że chcę rodzić naturalnie i karmić piersią. Po 9-ciu miesiącach oczekiwania urodziłam Synka, ważył 4850 i mierzył 59 cm. Po kilkudziesięciu godzinach porodu, odniosłam pierwszą porażkę nie udało mi się urodzić własnymi siłami. Musiałam mieć cesarskie cięcie. Powód był tylko jeden- za duża masa dziecka. Zaraz po cesarskim cięciu przynieśli mi małego dosłownie na ułamek sekundy i zabrali mi go na całą noc pod pretekstem, że nie będę mogła wstawać przez 8h, a co za tym idzie zająć dzieckiem.
Prosiłam położne o przynoszenie Synka żebym mogła dostawiać go do piersi, niestety nic z tego nie wyszło. Położne nie przejęły się moją prośbą i podawały mu sztuczny pokarm bez mojej wiedzy, pomimo tego, iż mówiłam że nie życzę sobie aby dawały dziecku mleko zmodyfikowane …. (Tak bardzo pragnęłam karmić własne dziecko własnym pokarmem, swoją piersią).
Na drugi dzień jak przynieśli mi Synka nie chciał podejmować piersi po tym karmieniu butelką. Każde przystawianie go, po kilku pociągnięciach kończyło się przeraźliwym płaczem. Ja byłam zdezorientowana, ponieważ nie wiedziałam czy dobrze przystawiam dziecko do piersi. W szpitalu niestety nie było położnej laktacyjnej. Panie pracujące na oddziale pomagały dostawiać małego, ale każda miała inny sposób, który kończył się płaczem. Po paru godzinach Syn w ogóle nie chciał łapać sutka, odpychał się, denerwował, a ja razem z nim. Czułam się okropnie, bo nie wiedziałem jak zrobić żeby zaczął ciągnąć pierś. Dziecko nie jadło zbyt długo wiec musiałam podać mu ze łzami w oczach sztuczne mleko.
Piersi zaczęły robić się strasznie twarde od nawału mlecznego więc mąż kupił laktator i przyniósł mi do szpitala, od razu zaczęłam próbować odciągać pierwsze mleko i tak już do samego wyjścia z porodówki, ja z laktatorem w ręku, a Syn ze sztucznym mlekiem w butelce. Wszystko co udało mi się odciągnąć z piersi od razu trafiało do butelki małego, On był zadowolony bo bez wysiłku mleko leciało ze smoczka a ja karmiłam się nadzieją że chociaż tak uda mi się zaspokoić jego głód przy użyciu własnego pokarmu. Jednak przerażające dla mnie było to, że synkowi ilość mleka przeze mnie produkowanego przestała wystarczać już po 2-3 tygodniach i cały czas musiał być dokarmiany z mlekiem z proszku .
Mijały tygodnie mały nie chciał w ogóle łapać piersi. Taki system małemu pasował. Gorzej ze mną. Całe dnie spędzałam przy laktatorze ściągając mleko. W nocy także ściągałam mleko na zaś, żeby było jak Synek się obudzi. Karmiłam Syna pół roku swoim mlekiem i dokarmiałam go mlekiem z proszku gdy było mu mało. Po pół roku niestety straciłam pokarm, ponieważ Maluszek w ogóle nie ssał piersi , a co za tym idzie nie pobudzał laktacji. Musiałam wtedy zacząć karmić tylko mlekiem zmodyfikowanym. Wtedy zaczęły się wzdęcia, bole brzuszka, alergie. Byłam zawiedziona tym, że nie mogłam dłużej karmić Syna. Czułam się z tym źle, czułam się strasznie nieszczęśliwa że zawiodłam w karmieniu . Moje zmęczenie, sfrustrowanie ,doprowadzało mnie do szału a potem do płaczu w poduszkę, miałam kilka takich momentów załamania. Nieraz przeklinałam, te momenty kiedy mleko się wylewało, a Syn się wyginał i płakał, bo nie leciało tak jak z butelki. Teraz pod wpływem czasu myślę sobie, że dużo zależy od temperamentu i zawziętości dziecka.
Po 3 latach zaszłam w drugą ciążę. Kiedy zaczęłam myśleć o drugim dziecku , które noszę pod sercem od razu wiedziałam, że tym razem się musi udać karmić piersią. To była moja pierwsza myśl. I oczywiście urodzić naturalnie. Czułam, że teraz dam radę. Niestety drugi Syn urodził się również przez cesarskie cięcie ze względu na dużą masę przy narodzinach. Ważył 4500 i miał 61 cm.
Drugiego syna chciałam urodzić w innym szpitalu, bo myślałam, że będę mogła liczyć na wsparcie położnych, na szybką pomoc w razie problemów z laktacją, tak też mi obiecywano. Takiej pomocy jednak nie dostałam.
Szykując się na narodziny Syna bardziej skupiałam się na przygotowaniach do karmienia niż na wyprawce. Gdy dostałam synka w swoje ramiona od razu przystawiłam do piersi. Zaczął ssać, nie płakał. Gdy zaczął ssać pierś byłam przeszczęśliwa, bo widziałam światełko w tunelu.
Kiedy położna przyszła i zobaczyła moje piersi od razu zaproponowała mi mleko modyfikowane pod pretekstem, że urodziłam duże dziecko i powinnam go dokarmiać, ponieważ sama nie dam rady go wykarmić. Wtedy potrzebowałam wsparcia, a nie wręczenia butelki z mlekiem zmodyfikowanym . Oczywiście odmówiłam i dalej przystawiłam do piersi. Gdyby to było moje pierwsze dziecko to może i bym przyjęła. Tym razem byłam bardziej świadoma wszystkiego, spokojniejsza.
Na drugi dzień dostałam nawału mleka. Czułam jak miłe ciepło zalewa moje piersi. Synek bardzo chętnie i spokojnie podejmował ssanie piersi, z czego byłam dumna, że ten mały człowiek ma tyle samo zaparcia w sobie. Po wyjściu ze szpitala mały pięknie ssał pierś oraz wzorowo przybierał na wadze.
Jednak zaraz po wyjściu ze szpitala poprosiłam położną laktacyjną Panią Ewę Mazurkiewicz o spotkanie, aby sprawdziła czy dobrze przystawiam dziecko. Okazało się, że dobrze współpracujemy z synkiem, mleka dużo. Dostałam jeszcze parę cennych wskazówek, które mi bardzo pomogły . Teraz dziecko ma 3.5 miesiąca i dalej karmimy się piersią a sztucznego mleka oprócz tego podanego przez położną w szpitalu (bo przecież tego nieudało się uniknąć), mój drugi synek nie spożywa. Są też ciemne strony karmienia piersią częste pobudki w nocy, zmęczenie, ale doszłam do takiego momentu, że karmienie piersią daje mi samozadowolenie, uczucie spełnienia. Będę Synka karmiła tyle ile będę miała mleka i tak długo jak długo sam będzie chciał.
Napisałam moją historię dla mam, które albo zaczynają swoją historię z karmieniem piersią albo mają podobne problemy z przystawianiem dziecka co ja miałam z pierwszym synem . Musicie pamiętać, że jesteście wartościowymi mamami bez względu na to jak udało wam się urodzić i karmić dziecko. Mi się to dopiero udało zrozumieć przy drugim dziecku.
Pozdrawiam wszystkie Mamy, Agnieszka
Od położnej Ewy Mazurkiewicz: Bardzo dziękuję Pani Agnieszce za opisanie swojej historii. Wiem, że jest ona cenna dla innych mam, które urodzą dzieci o dużej masie (powyżej 4500g). Chciałabym, żeby wiedziały, że wykarmienie takiego malucha tylko piersią jest możliwe. Czy to oznacza, że zawsze się to udaje? Oczywiście, że nie. Każda para mama i dziecko jest inna, różnimy się od siebie, a udana droga mleczna często uzależniona jest od otrzymanego wsparcia. Moim zadaniem jest udzielenie porad, które będą miały na celu osiągniecie tego co dla danej kobiety i jej maleństwa jest najkorzystniejsze.